Siedzieli oboje na jasnej kanapie w
salonie, Destiny czytała książkę, a Tate patrzył na nią i pił kawę. Po pewnym
czasie weszła Cynthia, zabrała stos pustych kubków i filiżanek ze stolika oraz
zaproponowała orzechowe latte. Destiny odpowiedziała grzecznie, że nie chce,
jednak jej głos był dziwnie stanowczy. Dziewczyna skinęła głową i z tacą pełną
brudnych naczyń wyszła zamykając za sobą szklane drzwi.
Po pewnym czasie Destiny odłożyła
książkę na bok i ze zdziwieniem patrzyła na postać, której Tate nie widział.
Później wstała i podeszła do kobiety o jednych włosach. Wyciągnęła prawą rękę
jakby chciała jej dotknąć by sprawdzić, że jest prawdziwa, ale w połowie
odległości dzielącej je, opuściła dłoń.
- Ty nie żyjesz – powiedziała cicho, patrząc przymrużonymi
oczami na osobę, której nie widziała od wielu lat. – Ty nie żyjesz! – krzyknęła
w akcie zdziwienie mieszającego się z gniewem.
Tate patrzył na nią lekko zdziwiony,
ale zaczął przyzwyczajać się do omamów przyjaciółki.
Nagle szyja Destiny została szybkim
ruchem przecięta czymś ostrym, czego Tate nie widział. Zaskoczona otworzyła
usta by coś powiedzieć, ale nie wydobyło się z nich żadne słowo. Z rany, która
przecięła obie tętnice wytrysnęła rubinowa krew, która zostawała coraz to
bardziej powiększający się jasno czerwony ślad na jej idealnie białej sukience.
Odruchowo chwyciła się szyi, ale spod jej palców nadal płynęła stróżkami krew.
Trwało to zaledwie kilka sekund, może
kilkanaście, później Destiny bezwładnie odpadła na ziemię. Leżała w kałuży
własnej krwi. Krwi, która jeszcze minutę temu krążyła w jej żyłach, teraz
spryskała jasną ścianę, obicia mebli oraz podłogę.
Tate jedynie wstał, nie był w stanie
się poruszyć. Widok śmierci nieśmiertelnej osoby, którą kochał sprawił, że krew
zamieniła się w lód, a nogi odmówiły posłuszeństwa.
Do pokoju weszła cicho Cynthia niosąc
tacę z dwoma kubkami pełnymi świeżo zaparzonej, czarnej kawy. Kiedy tylko
zobaczyła martwą dziewczynę leżącą we własnej krwi upuściła srebrną tacę. Kubki
z porcelany rozbiły się nie mniejsze elementy, a ich zawartość rozlała się na
dywan. Pokojówka podeszła do Destiny u uklękła przy niej. Chwyciła w obie ręce
jej bezwładną dłoń i zaczęła mówić słowa, w języku, którego Tate nie znał.
Cynthia popatrzyła pustymi oczami
wokół siebie. Jej wzrok zatrzymał się na przeciwległej ścianie, na której świeżą krwią napisano słowo „vindicta”.
Dziewczyna mocno przygryzła wargę.
- Czy pomógłbyś mi ją zabrać do jej pokoju? – spytała cicho,
wskazując ręką na martwe ciało.
Tate niechętnie, nadal ledwo panując
nad własnym ciałem, podszedł do Destiny i delikatnie wziął ją na ręce. Była
lekka, tak jakby w środku była zupełnie pusta. Idąc trochę chwiejnym i
niepewnym krokiem, zaniósł ją do jej sypialni i położył na łóżku. Zapamiętał,
że ukląkł obok łóżka i wierzchem ręki musnął jej zimny policzek, a później
objęła go ciemność.
***
Destiny siedziała w zupełnej
ciemności, opierając się plecami o ścianę. Cały czas czuła przeszywające fale
bólu wydobywające się z poderżniętego gardła. Zacisnęła mocno swoje palce wokół
rany jakby to miało jej pomóc. Nie próbowała nawet oddychać, nie musiała. Kiedy
pierwszy raz z przyzwyczajenia wzięła płytki oddech poczuła piekielne pieczenie
w gardle, a z przecięcia wypłynęła resztka krwi, która została w martwych
naczynkach. Po jej policzkach spływało coś kleistego i lodowatego, ale nie
wiedziała czy to krew, czy jej łzy czy może coś zupełnie innego. Siedziała tak
dość długo, straciła poczucie czasu. Każda sekunda trwała dla niej godziny. Ale
tak naprawdę nie trwała nic, ponieważ była w miejscu, którego nie obejmował
czas. Zaczęła odczuwać różne emocje i stany, których dotychczas nie czuła tak
jak teraz. Odjął ją smutek, samotność, gniew, rozpacz i co najgorsze chłód,
który sprawił, że jej zniszczone serce znowu stało się zimne i twarde jak lód.
Próbowała przypomnieć sobie ostatnie
wspomnienie. Zobaczyła salon, Tate’a siedzącego obok niej, a później ducha
kobiety, której twarzy nie mogła zobaczyć i na końcu palący ból spowodowany
przez jej własny rodowy sztylet. Poczuła jeszcze jak krew tryska z jej szyi i
plami wszystko wokół. Przypomniała sobie twarz Tate’a, a jej serce przeszył ból
nieporównywalnie gorszy od wszystkiego, co wcześniej czuła. Być może
spowodowała to miłość, której wcześniej nie czuła. Nie była nawet pewna czym
jest miłość, no bo to żadna sztuka iść i powiedzieć komuś ‘kocham cię’,
przynajmniej tak myślała. Teraz zrozumiała, że to nie tak działa... Miłość
czuje się przebywając z ukochaną osobą, ale podczas jakiejś rozłąki tęsknota
rozrywa nie tylko serce, rozrywa człowieka tak, że gubi się niektóre elementy,
które znajdują się przy ponownym spotkaniu.
W tym przypadku już nigdy nie miało
dojść do spotkania. Rozdzieliła ich śmierć. Śmierci nie można oszukać, okłamać
albo przekupić. Można się targować, ale kartą przetargową jest dusza lub życie.
Kto dobrowolnie oddałby swoje życie lub duszę za potwora, który zabijał
niewinnych ludzi?
W takiej sytuacji zostało jedynie
zawrzeć sojusz z szatanem. Destiny nie raz już wykorzystywała demony, ale wtedy
miała nad nimi przewagę. Teraz była nikim, pozostawionym cieniem bez duszy w
ciemnościach na pewną zgubę. Demon miał nad nią przewagę, ale nie miała nic do
stracenia, przecież już wszystko straciła. Wszystko na czym jej zależało.
Wyciągnęła nóż schowany w bucie i
szybkim ruchem przecięta tętnicę na nadgarstku prawej ręki. Po palcach spłynęła
krew. Pewnymi ruchami zaczęła rysować krwią pentagram sycząc z bólu coś po
łacinie. Zakończyła bolesną pieśń, która bardziej przypominała jęczenie niż
śpiew, słowem Azazel, które rozniosło się
głuchym echem. Pentagram rozbłysnął krwistym światłem. Tuż nad podłogą
wzniósł się biały dym, szybko rozprzestrzeniający się po nieskończonej
przestrzeni. W płomiennym blasku wyłoniła się postać wysokiego mężczyzny w
krojonym na miarę garniturze. Jego twarz była piękna i surowa, nie określała
wieku mężczyzny, oczy spoglądające z wyższością na skuloną dziewczynę, jarzyły
się gniewnie, a w nich tańczyły piekielne płomienie.
- Któż świat wezwać Wielkiego Azazela, jednego z najwyższych?
– zapytał podniesionym, niskim tonem głosu króla, którego ktoś wyrwał z
robienia jakiejś ważnej rzeczy.
- Pomóż... mi... – wycharczała trzymając mocno gardło. Każde
słowo sprawiało coraz to więcej bólu. – Muszę... wrócić... Tam... wrócić... –
zamilkła na chwilę, opuściła ręce i podniosła głowę. Odważnie spojrzała w
płonące oczy demona i bardziej chrapliwie wypowiedziała dwa słowa, na których
dźwięk Azazel na chwilę znieruchomiał, a jego twarz zrobiła się zupełnie pusta.
– Błagam... Ojcze...
Zmęczona wysiłkiem, który sprawiło
jej wypowiedzenie kilku słów, opadła na podłogę. Demon zaczął do niej coś
mówić, później syczeć, ale ona go nie słyszała. Później zrobiło jej się zimno.
Niechętnie otworzyła oczy.
***
- Jestem czarownikiem, a nie cudotwórcą – powiedział słodko
mężczyzna wchodząc do pokoju Destiny. Rozmawiał z Cynthią, która próbowała mu
wszystko wyjaśnić. – Ja mogę wyleczyć, ale nie ożywiam. Czarna magia jest
niebezpieczna, szczególnie dla kogoś z poza świata Podziemnych.
- Proszę, Magnusie! Dobrze wiesz, że ona nie jest zwykłą
Przyziemną.
Tate podniósł głowę słysząc głosy.
Zobaczył Cynthię ubraną w ten sam strój co zawsze. Obok niej stał wysoki
mężczyzna o imieniu Magnus. Miał on czarne, średniej długości włosy postawione
na żelu w kolce posypane brokatem. Jego oczy kota podkreślone były granatową
brokatową kredką i błyszczącym cieniem. Ubrany był w ciemnogranatowy płaszcz do
ud obsypany już topniejącym śniegiem.
- Czarodziej. Nie cudotwórca – powtórzył i uśmiechnął się do
sprzątaczki.
Powolnym krokiem przeszedł pokój i
stanął nad łóżkiem martwej dziewczyny.
- Odejdź, najlepiej jak najdalej – nakazał wskazując na
Tate’a ręką. Tate miał zamiar się mu sprzeciwić, ale Cynthia chwyciła go za
ramię i wypchnęła za drzwi.
Magnus nachylił się ze skupieniem i
ręką z wyprostowanymi rękami powoli zaczął wodzić nad ciałem. Zmarszczył brwi i
ponownie przeciągnął rękę tuż nad dziewczyną.
- Demoniczna energia – rzekł cicho. – Nie jestem w stanie
pomóc. Ona sama dba o to by do was wrócić. Jednak nawet Satan nie ma takiej
mocy by przezwyciężyć śmierć. Wróci i umrze, bo jej ciało i dusza będą
rozdzielone.
- A co jeśli były rozdzielone już od jakiegoś czasu? Czy
będzie w stanie wówczas żyć?
- Stworzenia bez duszy są martwe, chodź ich egzystencję można
nazwać życiem.
- Proszę, wylecz ją
chociaż. Nie przybyłeś do nas z Nowego Jorku by teraz opowiadać o życiu istot z
podziemnego świata.
- Trudno wyleczyć coś co nie żyje – mruknął czarodziej i
wyszedł z pokoju.
***
- Możesz jeszcze raz wytłumaczyć jakich ksiąg potrzebujesz? –
spytała Cynthia. Minutę wcześniej Magnus wyjaśnił jej co chce dostać.
Westchnął głęboko i odłożył pożółkłą
kartkę na niski, szklany stolik.
- Najlepiej białą księgę, ale prawdopodobnie nie masz jej,
więc jakąkolwiek. Magia może by pomogła, ale nie jestem pewien – potarł oko, a
na jego policzek posypał się niebieski brokat. – Raczej nie jestem od tego by
leczyć zmarłych.
- Postaram się – rzekła i wyszła zabierając stertę
rozłożonych kartek ze stołu.
- A tak właściwie kim ty jesteś? – zaciekawiony zmierzył
Tate’a wzrokiem.
- Tate Langdon – odpowiedział cicho.
- Znam cię, lecz cię nie znam. Cóż za dziwne zrządzenie –
mruknął wesoło Bane. – Ty wiesz, że nie potrafię jej pomóc. Widzę to w twoich
pięknych, ciemnych oczach.
- Więc, czemu tu jeszcze jesteś – odburknął mu.
- Dobre pytanie. Mam lepsze: Dlaczego jesteście tutaj?
Brakuje tu wszystkiego, jakby była w Los Angeles, Las Vegas... albo gdzieś w
Europie, można by jej szybko pomóc. Jaki pech, że przyjechała w jedyne miejsce
gdzie nie ma żadnych Podziemnych i tu, na nieszczęście, nie sięga Ciche Miasto!
- Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Będę w stanie jej pomóc jeśli trafi do Nowego Jorku lub
Idrisu.
Zapadła długa cisza. Tate nie
wiedział co ma odpowiedzieć nieznajomemu.
- Mówiłeś coś o demonicznej energii... O co w tym chodzi?
- Wszystko co związane z demonem pozostawia ślad. A nasza...
Destiny, tak?... Nasza Destiny jest pod działaniem demona. To ciekawe. Musiała
znaleźć się bezpośrednio w piekle lub jednym z demonicznych wymiarów.
- To źle?
- Jeśli to co przyzwała, zgodzi się na jej prośbę, ona straci
duszę, ale wróci do życia. A jak odmówi to na zawsze zostanie tam gdzie jest –
powiedział spokojnie. – Ale ciebie to nie powinno martwić, bo nie znałeś jej
zbyt dobrze i nie masz czym współczuć. Mordercy nie mają sumienia.