Co dzień robiło się coraz zimniej. Śnieg
przykrył białą kołderką ziemię, chociaż dopiero był koniec października. Niebo
przez cały dzień przypominało jasnoszary koc, który nie przepuszczał promieni. Destiny
chodziła z posępną miną w swoich, czarnych, koronkowych sukienkach do połowy
ud, bo nienawidziła śniegu. Ten szczególnie ją drażnił, ponieważ lepił się do
butów. Pierwszy raz kiedy we wściekłości zniszczyła szafkę, Tate powiedział
jej, że mogą wyjechać, gdzieś gdzie nie ma śniegu. Wtedy odpowiedziała mu
stanowcze ‘nie’. Przez kilka następnych dni starała się zachować spokój, ale
czasem nie dawała rady. Wówczas wychodziła do oranżerii i niszczyła, zmarznięte
od mrozu, rośliny, które spadając na ziemię rozbijały się niczym szkło.
Teraz siedziała w salonie, jak to
miała w zwyczaju, i czytała książkę. Tylko w ten sposób, zapominała o tym,
gdzie się znajduje. Wydawała się być całkowicie skupiona na tym co robi, jednak
to była jedynie sztuczka. Czujnie wsłuchiwała się w każdy odgłos niczym dziki
kot podczas polowania.
- Wybierasz się gdzieś? – powiedziała nie podnosząc głowy z
nad książki.
- Nie. Czemu pytasz? – odpowiedział Tate, udając, że go nie
zaskoczyła.
- Skradasz się do drzwi – rzekła znudzonym tonem i zamknęła
książkę nie zaznaczając strony, na której skończyła. – Wiesz, że możesz
wychodzić. Nie trzymam cię tu za karę, jak chcesz mogę cię odesłać gdziekolwiek
chcesz.
- Nie skorzystam.
- Okej – wstała z fotela i schyliła się by zabrać z niskiego
stolika na kawę kubek po kawie.
***
Pokój, w którym zamieszkała Destiny,
nie był zbyt duży i niczym nie różnił się od pozostałych. Jasno pomalowane
ściany lśniły pustkami. Wszędzie panował porządek, książki poustawiane były pod
kilkoma kategoriami, zaczynając od roku wydania, poprzez autora, kończąc na
ulubionych. Trudno było jednak odnaleźć tą harmonię pierwszy raz patrząc na
rzędy różnej wielkości okładek upchniętych na siłę na półkach w wysokiej,
wykonanej z ciemnego drewna szafce. Często zastanawiała się czy czegoś w nim
nie zmienić, jednak najczęściej nie stosowano żadnych znaczących zmian, zbyt
rzadko gościła w tym domu.
Siedziała na skraju łóżka z kolanami
podciągniętymi pod brodę. W jednej ręce trzymała zamkniętą kopertę, którą
niedawno otrzymała. Jednak wcale nie chciała zobaczyć co jest w środku,
wiedziała zbyt dużo, przez co straciła cały zapał. Odłożyła ostrożnie list do
szufladki etażerki i zabrała czarny notes. Otworzyła go niepewnie na ostatniej
zapisanej stronie, widniał na niej napisany czerwonym atramentem fragment
wiersza, który dzień przed śmiercią przeczytała jej matka i mimo, iż Destiny
upierała się, że nic nie czuje do innych ludzi, zdawała się być w tej chwili
smutniejsza niż wcześniej. Wiedziała bowiem, że przy Tate’cie zaczęły odradzać
się w niej niektóre uczucia, które dawno pochowała w najgłębszych zakamarkach
swojej duszy, zanim ta też przepadła. Często, nawet nie do końca pewna co robi,
wyciągała i czytała to co było tam zapisane, jednak nigdy nie zastanawiała się
nad sensem. Teraz było inaczej. Przeczytała wiersz, drugi raz, trzeci... Aż w
końcu zaczęła się zastanawiać nad jego ukrytym przekazem, którego nie
dostrzegała.
Nagle ktoś chwycił ją za ramię. Lata
treningów sprawiły, że bez namysłu złapała napastnika łokieć i wykręciła ręką w
nienaturalny sposób. Dopiero potem podniosła wzrok by zobaczyć kto to był.
Tate. Natychmiast go puściła i objęła ręce wokół kolan, ściskając palce w
łokciach tak mocno, że kostki zrobiły się zupełnie białe. Zaczęła odczuwać ból
w napiętych mięśniach, w które niemiłosiernie wbijały się kościste palce
zakończone ostrymi paznokciami, ale ona czuła jedynie lekką satysfakcję, że
przynajmniej go teraz już nie skrzywdzi.
- Nie chciałem ci przeszkadzać, ale ktoś przyniósł paczkę dla
ciebie– odpowiedział trzymając się na łokieć. – Przynieść ci ją?
- Nie, nie musisz. Sama pójdę – wstała powoli i wyszła.
Tate zauważył czarny przedmiot na
starannie zaścielonym łóżku. Podszedł bliżej i zauważył, że to ten sam zeszyt,
który ostatnio Destiny wyrwała mu z rąk, kiedy zobaczyła, że go czytał. Mimo
wyraźnego zakazu, podniósł go i przeczytał wpis na otwartej kartce. Pismo było
inne niż w pozostałych wpisach i jako jedyny, na końcu miał napisane kilka słów
niezwiązanych z resztą. Odczytał po cichu wiersz, a brzmiał on tak:
Nikt nie może cię uratować, tylko
ty sam
i niewiele trzeba, żeby ci się to nie udało,
całkiem niewiele
ale śpiesz się, śpiesz się, śpiesz.
po prostu ich obserwuj.
słuchaj co mówią.
tym właśnie chcesz być?
istotą bez umysłu i serca?
chcesz jeszcze przed śmiercią
zaznać śmierci?
Nikt nie może cię uratować, tylko
ty sam
a wart jesteś uratowania.
niełatwo będzie zwyciężyć w twojej wojnie
ale jeśli w ogóle coś warto wygrać
to właśnie ją.
Pomyśl o tym.
pomyśl, jak siebie uratować.
siebie z ducha.
siebie z brzucha.
śpiewającego, magicznego
pięknego siebie.
uratuj go.
nie wstępuj do klubu martwych duchem.
ty sam
i niewiele trzeba, żeby ci się to nie udało,
całkiem niewiele
ale śpiesz się, śpiesz się, śpiesz.
po prostu ich obserwuj.
słuchaj co mówią.
tym właśnie chcesz być?
istotą bez umysłu i serca?
chcesz jeszcze przed śmiercią
zaznać śmierci?
Nikt nie może cię uratować, tylko
ty sam
a wart jesteś uratowania.
niełatwo będzie zwyciężyć w twojej wojnie
ale jeśli w ogóle coś warto wygrać
to właśnie ją.
Pomyśl o tym.
pomyśl, jak siebie uratować.
siebie z ducha.
siebie z brzucha.
śpiewającego, magicznego
pięknego siebie.
uratuj go.
nie wstępuj do klubu martwych duchem.
A pod wierszem krótki liścik;
‘Zawsze o tym pamiętaj,
skarbie, niech ten wiersz będzie twoim motto i pamiętaj, nigdy nie wstępu do
klubu martwych duchem. Jesteś więcej warta niż mówią inni i niż ty sama
uważasz, jesteś wyjątkowa. Nigdy nie staraj się być kimś kim nie jesteś, bądź
sobą i bądź szczęśliwa. Kocham cię, mama.’
- Po raz pierwszy powiedziała, że mnie kocha – rzekła cicho,
stojąc na środku pokoju, patrząc zamglonym wzrokiem wprost na Tate’a, w jednej
ręce trzymała małe, białe pudełko pomazane czarnym pisakiem. – Napisała to tuż
przed śmiercią.
Powoli podeszła do etażerki i wyjęła
z niej srebrny nóż z wygrawerowaną jaskółką na niemalże przeźroczystej klindze.
Delikatnie przecięła taśmę zaklejającą wieko pudełka.
- ‘Kochać to niszczyć i że być kochanym to znaczy zostać
zniszczonym’ – zacytowała po chwili ciszy, wpatrując się zamyślonym wzrokiem w
pudełko. Zmarszczyła brwi, odłożyła nóż i wyciągnęła ze środka paczki, złożoną
na pół kartkę.
- Co? – spytał zdziwionym tonem głosu.
- Później może zacytuję ci całość. Bo widzisz, od jakiegoś
już czasu jestem amatorką książek. Kocham je czytać i przeżywać różne historie
ich życia, pięknego, szczęśliwie kończącego się życia. Są jedyną ucieczką od
tego świata, moim własnym sposobem by na chwilę znaleźć się w pewnym mistycznym
świecie pełnym miłości, przyjaźni i innych głupich rzeczy, które w tym życiu
mnie nie dotyczą... – zamilkła i rozłożyła kartkę, którą trzymała w ręce. –
Zapewne znowu cię zanudzam, ale tylko przy tobie nigdy nie brakuje mi słów.
Pewnie już cię to męczy. Wybacz mi.
- Twoje słowa nigdy mi się nie znudzą. Wszystko co mówisz
jest piękne, to jak opisujesz siebie, wszystko co lubisz, i to co nienawidzisz.
Określasz wyszukanymi słowami, jakbyś przeżyła więcej niż mówisz... – zamilkł i
popatrzył na nią z oczami pełnymi fascynacji. - Za to cię kocham.
- Jak już jesteśmy przy tym ile przeżyłam, to skoro chcesz
tak bardzo wiedzieć... – zamilkła wpatrując się w jego oczy – to żyję już dość
długo by znać wszystkie złe uczucia, które są w ludziach... Ale przy tobie...
Przy tobie czuję, że coś się zmienia, we mnie. Już nie staram się być inna, po
prostu zmieniłeś mnie... Kocham cię, Tate, chodź moje słowa nic nie znaczą.
Super rozdział! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next ^^
Dziękuję :*
UsuńNastępny ukaże się prawdopodobnie pod koniec miesiąca... O ile dobrze pójdzie..