Tate stał w pokoju Destiny. Było to
proste pomieszczenie z kremowymi ścianami i beżowymi meblami. W kącie stało
starannie zaścielone łóżko, a obok niego niska etażerka, na której leżały
złożone pożółkłe kartki. Po przeciwnej stronie pokoju stała duża szafa i komoda
pełna szarych, niezapalonych świeczek. Przez okno zasłonięte ciemną zasłoną nie
wpadał żaden zabłąkany promień światła.
Przeszedł wolnym krokiem przez pokój
i podniósł kartki leżące na szafeczce. Rozłożył jedną z nich. Pokryta była
czarnym pajęczym pismem w języku, którego nie rozumiał. Obejrzał wszystkie.
Głównie były to niewysłane listy, poplamione krwią oraz herbatą. Ostrożnie
otworzył szufladę. Wewnątrz było jeszcze więcej złożonych kartek oraz czarna,
chuda książeczka ze zniszczoną oprawką. Otworzył ją. W środku były wiersze
pisane czerwonym atramentem. Zaczął czytać jeden z nich.
Życie pali moje serce,
otwiera ciemność, której się obawiam.
Nigdy nie byłam wolna,
właśnie się zorientowałam.
Prawdziwa miłość to
słowo o którym nie słyszałam.
Idę, z samotnym życiem.
Iść będę, póki nade mną
jest niebo.
Idę, prosto w mrok,
Idę, po prostu w
ciemność, po prostu w mrok.
Biegałam przez deszcz,
Nie patrzyłam nigdy w
tył, nie radziłam sobie z bólem.
Cały czas cierpiałam,
teraz zimna się stałam.
Ludzie stracili moje
zaufanie, potwory są w
Nas, pokazuje to czas.
Idę, z samotnym życiem.
Iść będę, póki nade mną
jest niebo.
Idę, prosto w mrok,
Idę, po prostu w ciemność, po prostu w mrok.[1]
- Ładnie to tak grzebać w cudzych rzeczach? – spytała
opierając się o futrynę. Nie zauważył kiedy weszła do pokoju.
- Piszesz piękne wiersze – starał się ukryć, jak go
przestraszyła.
Szybkim krokiem podeszła do niego i
wyrwała mu z ręki zeszyt.
- Kto powiedział, że są moje?
- Nikt.
- Więc prawdopodobieństwo, że są moje jest nikłe –
odpowiedziała z uśmiechem i schowała notatnik. – A teraz chcę byś poszedł do
salonu i zachowywał się przyzwoicie. Przyjdą sąsiedzi – przez jej twarz
przemknął dziwny cień.
- Zachowywał się przyzwoicie? – powtórzył ze zdziwieniem.
- Nie próbuj ich zabić i nic nie mów, chyba, że odpowiadasz
na pytanie.
Popatrzył na nią wzrokiem, który mógłby zamienić krew płynącą
w żyłach w lód.
- Masz piękne oczy – powiedziała niespodziewanie. – Są tak
ciemne, że nie widać twoich źrenic. Są po prostu czarne. Przez to jeszcze
bardziej pasują do twojego charakteru. Mimo to patrząc w nie widać coś, czego
nie można dostrzec w moich oczach. Duszę.
- Liczy się to co masz w środku.
- Ale ja nic nie mam w środku! Jestem pusta! – krzyknęła i
odwróciła wzrok. - Tracąc duszę traci się człowieczeństwo. To ona czyni was
ludźmi.
Podszedł do niej i podciągnął jej brodę, zmuszając by
patrzyła na niego.
Jej złote oczy były duże i błyszczące. Źrenice przypominały
małe kropki. Tate widział każdą orzechową plamkę. Odkąd ją poznał, uważał, że
jej oczy są z płynnego złota. Teraz wyglądały inaczej. Tak jakby zamarzły, ale
lód zaczął topnieć, odsłaniając.
- Masz
piękną duszę. Najpiękniejszą jaką widziałem.
- Kłamiesz!
– zaśmiała się ironicznie i zręcznie wyplątała z tego rąk. – Chodź Kyle i Matt
powinni zaraz przyjść.
***
Kilka razy ktoś nacisnął dzwonek do
drzwi. Destiny ubrana w czarną sukienkę do kolan, nawet nie była zaskoczona,
kiedy otworzyła drzwi.
Na ganku stało dwóch dwudziestoletnich
mężczyzn. Jeden miał znudzony wyraz twarzy, krótkie ciemne włosy i szyty na
miarę garnitur. Drugi był od niego o głowę wyższy i uśmiechał się życzliwie,
jego włosy były ciemno brązowe, ubrany był w rozpiętą koszulę w kratkę, pod
którą miał biały podkoszulek i niebieskie jeansy. Na pierwszy rzut oka różnili
się bardzo i tak było.
- Nic się u ciebie nie zmieniło – mruknął nowo przybyły gość
z posępną miną. Mężczyzna stojący obok zrobił zdziwioną minę i szturchnął go w
bok.
- Dziękujemy za zaproszenie – powiedział z uśmiechem,
starając nadrobić się nieżyczliwość drugiego.
- To ja dziękuję, że przyszliście– uśmiechnęła się do nich
uroczo. – Proszę wejdźcie.
***
- Czy nie zauważyliście ostatnio nic dziwnego? – spytała
odruchowo chwytając kubek z kawą.
- Nic. Czemu pytasz? – odpowiedział sucho Matt.
- Zaczyna się. Znowu – powiedziała ponuro. – Tym razem będzie
gorzej, dużo gorzej, czuję to.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
Destiny ze zdziwieniem malującym się na jej twarzy, wstała by otworzyć drzwi.
Tate, który pojawił się z nikąd, jednak był szybszy.
W drzwiach stała młoda dziewczyna w
jasnoszarym wełnianym swetrze i ciemnych spodniach w dużych, czarnych oprawkach
na okulary.
- Jest... Herondale? – spytała jąkając się, starając nie
patrzeć na twarz chłopaka, który otworzył jej drzwi.
Tate zniknął, aby zawołać Destiny, później udał się do
salonu.
- Tak? – spytała nie ukrywając gniewu i zaskoczenia.
- Jestem Lisa... Przysłał mnie twój ojciec...
- Moja rodzina nie żyje. Ojciec też jest martwy.
- Dobrze – odpowiedziała i podała jej białą kopertę. –
Proszę, tylko to przeczytaj.
- Spoko. Wejdź. Na pewno zmarzłaś na tym mrozie.
***
Destiny dumnym krokiem weszła do
salonu. Ze zdziwionym spojrzeniem zmierzyła wzrokiem wszystkich tam zebranych.
- Nie przedstawiłam was sobie. Tate to jest Matt, – wskazała
na gościa ubranego w garnitur – a to Kyle – pokazała drugiego. – Matt, Kyle to
jest Tate. Ale to chyba logiczne.
W drzwiach stanęła dziewczyna o
imieniu Lisa. Widząc, że pokój nie jest pusty zarumieniła się.
- A to jest Lisa... I w sumie tyle wiem.
- Lisa Spencer – powiedziała nieśmiało.
- Tate zaprowadź proszę Lisę do biblioteki i przynieś mi
książkę w ciemnoczerwonej oprawce. Powinna leżeć na stoliku.
Kiedy wyszli Destiny usiadła i
westchnęła głęboko.
- Rano znalazłam córkę Madison na skraju lasu.
- Madison ma córkę? – zdziwił się Kyle.
- Już nie. Rano wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam jak coś leży
na ziemi. Była przysypana śniegiem, nie miała żadnych ran zewnętrznych, ale coś
połamało jej wszystkie kości, przypominała worek.
- Mówiłaś już Madison co się stało?
- Ona mnie zabije, czuję to. Nie uwierzy.
- Tu nikt sobie nie ufa. Powinnaś już o tym wiedzieć, moja
droga.
***
- Ona mnie zabije... Ona mnie zabije... – mamrotała pod nosem
Lisa.
- Destiny jest całkiem miła. Jakby chciała to zrobić dawno
byś już nie żyła – odparł Tate.
- Ona mnie zabije! – krzyknęła. – Kolejny raz.
- Kolejny?
- Ona mnie nie pamięta... Nie razie nie... Ale sobie
przypomni... Przypomni sobie historie opowiadane przez Kate... Zabije mnie... –
niespokojna, zaczęła rozglądać się po korytarzu. – Jest tu drugie wyjście?
- Jest. Ale musiałabyś się dostać do oranżerii... Albo
wyskocz przez okno.
Nagle w wszystkie światła zaczęły
gasnąć i rozświecać w różnym czasie. Przypominało to scenę z horroru.
- Mogłaby przynajmniej zapłacić za prąd – mruknął idąc dalej.
- Ona już wie! – krzyknęła i puściła się biegiem.
Tate wzruszył tylko ramionami i
wszedł do biblioteki. Bez najmniejszego problemu znalazł książkę, o którą
prosiła Destiny, jednak nie zabrał jej od razu. Jego uwagę przyciągnęła znowu
ta sama książeczka z wierszami, którą Destiny wcześniej schowała w swoim
pokoju.
Przez jakąś chwilę tylko na nią
patrzył, jednak ciekawość wzięła górę, podszedł i otworzył ją na jednej ze
stron. Widniał na niej takie same pajęcze, staranne, pisane czerwonym
atramentem pismo. Zaczął czytać, po cicho, to co zostało tam napisane, a było
napisane szesnaście wersów wiersza bez tytułu.
Wczoraj w nocy zapomniałam,
O tym, że się bałam.
Że znów jestem sama,
Że znów jestem zapomniana.
Nie pamiętałam uczucia braku
czułości.
Nie odczuwałam otaczającej mnie
samotności.
Byłam tylko zagubionym pustelnikiem,
A ty prowadzącym mnie ognikiem.
Dzisiaj znów tu jestem sama.
Dzisiaj znów się będę bała.
Dzisiaj strach ogarnie mnie.
Dzisiaj znów nie będzie cię.
Leżę teraz, płaczę łzami.
Patrząc jak krew płynie strumyczkami.
Czuję zimno mną władnące
I me ciało padające.[2]
W prawym
dolnym rogu widniała data : 1991-10-31, która nie mówiła mu zupełnie nic.
Zabrał książkę, po którą przyszedł i wyszedł z pomieszczenia
zamykając cicho drzwi.