środa, 17 września 2014

Rozdział 5 : Wolni jak ptaki


- Denali? – spytał zaskoczony patrząc na bilety lotnicze.
- Jedziemy do Fairbanks North Star, ale muszę zabrać auto z Denali...
- Dlaczego akurat Alaska, co?
- Lubię to krystaliczne powietrze i spokój, mam dom na skraju lasu. Poczujesz jeszcze tą wolność – spojrzała na wielki ekran pokazujący odloty. – Chodź, bo się spóźnimy – powiedziała i chwyciła go za nadgarstek.
***
- Po co wzięłaś tyle broni ze sobą? – spytał cicho zapinając pasy w wygodnym fotelu samolotowym pierwszej klasy.
- Zawsze się może przydać – odpowiedziała.
- W samolocie? – spojrzał na nią przymrużonymi oczami.
- A dlaczego by nie? – uśmiechnęła się pokazując białe zęby.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo przez głośniki słychać było niski głos pilota. Później stewardessy przypomniały o zapięciu pasów oraz dostępnych przekąskach.
Następne godziny spędzili w milczeniu.
***
- Nie gap się tak! – powiedziała zażenowana. – Wiem jakie auto tu zostawiłam!
Nie wiedziała. Chodzili od kilku godzin po kilkupiętrowym parkingu szukając jej auta. Jednak okazało się, że się zgubili.
- Zadzwonię po taxi – rzekła, wyciągła telefon i jakby ją olśniło. Pobiegła pod filar D29 i odszukała wzrokiem srebrnego Astona.
- Nie mogłaś tego zrobić dwie godziny temu?
- Hmmm... Nie.
***
- Jeździsz okropnie – mruknął. – Jeszcze chwila i nas zabijesz.
- Ty już nie żyjesz, więc nie wiem gdzie widzisz problem – odburknęła i docisnęła pedał gazy. Auto aż wyskoczyło w powietrze.
Jechali przez ciemny las. Zaczął padać śnieg. Destiny na początku powiedziała, że tu to zupełnie normalne, ale mimo jej spokojnego tonu, słychać było ukrywany smutek i zawód. Cały czas nieodstępowana nogi od pedału gazu, więc kilka godzin później byli już na miejscu.
Na zewnątrz panował półmrok. Niebo miało ciemnogranatową barwę, w miejscach gdzie nie było zasłonięte przez ciemno szare, prawie czarne, chmury. Stali na wyłożonym kostką brukową podjeździe przed dużym domem otynkowanym na biało. Był ostatnim budynkiem na tej ulicy, tuż przed wielkim lasem. Nie wyróżniał się zbytnio. Wszystkie parcele miały dokładnie taką samą powierzchnię i były w kształcie prostokąta.
- Prawie zapomniałam jak tu jest zimno – powiedziała, a z jej ust wyleciał biały dym. Wysiadła z samochodu, podeszła do drzwi frontowych, schyliła się, aby coś podnieść. Tate dołączył do niej na ganku. Otworzyła drzwi, w środku było ciepło i jasno.
- Cynthia! – krzyknęła. – Zrób, proszę, coś ciepłego! Strasznie zmarzliśmy! – dodała zdejmując szare polerko.
- Wszędzie masz służbę?
- A czemu by nie? – popatrzyła na niego ze zdziwieniem i zaczęła iść wolno korytarzem. – Tu mieszka służba – wskazała gestem ręki dwa pokoje. Wkręciła w prawo. – Wszystkie pokoje tutaj są wolne, na następnym piętrze też. Wybierz sobie, który ci się spodoba. – otworzyła duże szklane drzwi i zaświeciła światło. – Tu jest salon, a tam wejście do oranżerii. Chodź bardziej przypomina teraz krainę lodu – zaśmiała się wskazując na wnęk w kształcie łuku. – Rano przyjedzie Heidi, projektantka, zdejmie miarę, a później pojedziemy do sklepu. O ile chcesz... Ale raczej nie masz wyjścia. Twoje ubrania się nie nadają do tego klimatu. Zamarzniesz.
Usiadła w białym niskim fotelu i założyła nogę za nogę. Tate podszedł do dużego okna i spojrzał w mrok.
Cały dom był podobnie urządzony jak ten w Las Vegas. Większość pomieszczeń była urządzona w kremowe i ciemne meble kontrastujące z pastelowymi kolorami ścian. Wszędzie panował minimalizm. Było bardzo dużo wolnej przestrzeni.
Pomieszczenie, w którym się znajdowali, było nieproporcjonalnie duże. Ściany pomalowano na kolor jasnego latte macchiato. Pod ścianą stały meble ze szklanymi drzwiami, a w środku nich ustawiono płyty oraz książki. Pomiędzy najwyższymi szafkami stał niski stolik z drewna hebanowego, dokładnie takiego samego z jakiego wykonano resztę mebli w pomieszczeniu, na którym stał wielki, płaski telewizor. Na podłodze leżał idealnie biały, futrzasty, miękki w dotyku, duży dywan, na którym postawiono dwa białe fotele i sofę. Między nimi stał szklany stolik do kawy, przyozdobiony bukiecikiem jasno różowych róż w przeźroczystym wazoniku. Na ścianach wisiały ponure obrazy martwej natury podświetlane przez lampki. 
- Lubisz mieszkać tu mieszkać? – spytał Tate siadając w drugim fotelu.
- Nienawidzę – odpowiedziała szybko. – Nienawidzę tego wnętrza, nienawidzę tego wystroju, nienawidzę tego zimna, nienawidzę tego zadupia, nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę – odpowiedziała z jadem, zanim zdążył zapytać dlaczego.
- Więc powiedz, czemu tu przyjechałaś?
- Kiedy wewnętrznie cierpię, wydaje mi się, że ludzie, których skrzywdziłam czują się nieco lepiej patrząc na mój ból.
Do pokoju weszła młoda dziewczyna z białymi włosami splecionymi w francuza, ubrana w czarną sukienkę do kolan. Niosła ze sobą dwie tace, jedną pełną kanapek, drugą muffinek z czekoladą oraz dwie kubki z kawą. Położyła wszystko na szklanym stole.
- Dziękuję, Cynthio – powiedziała Destiny i uśmiechnęła się do dziewczyny. – Masz wolne do końca dnia. Chociaż niewiele go już zostało.
- Dziękuję – odpowiedziała i odeszła.
Destiny wzięła do ręki kubek i upiła mały łyk.
- Śmierć jednym zabiera wolność, drugim ją daje, jednym odbiera przywiązanie, drudzy je zyskują, jedni tracą wszystko, inni zyskują, jedni tracą kolory, inni zyskują wyrazistość. Śmierć nas dzieli i łączy, odbiera i daje – zamilkła upijając jeszcze jeden łyk gorącej kawy. – Nic nie daje za nic. Wszystko ma swoją cenę. Cynthia też nie żyje jak ty. Jak ja. Dom w którym zginąłeś zniewala. Ten las – wskazała na ciemne drzewa za oknem – nie odbiera wolności, ale płaci się ceną czegoś innego. Zabiera to co najważniejsze dla danej osoby – na chwilę zapanowała cisza. – Niektóre rzeczy mają większą cenę niż inne.
- W każdym miejscu na świecie jest miejsce, które niepozwana duszy odejść – kontynuowała. – Przez ostatnie kilkadziesiąt lat, próbowałam dowiedzieć się dlaczego. Są to miejsca o wielkiej energii, nie pochodzącej z tego wymiaru.
- Kosmici? – spytał rozbawiony.
- Chciałabym – odparła ze smutnym uśmiechem. – Demony. W większości. Miejsca gdzie je wzywano, a mroczny byt nie chciał go opuścić i przeklinał. Druga opcja to miejsce wezwania aniołów, chociaż dużo rzadziej.
- Morderca-naukowiec, potrafiący grać na wielu instrumentach. Coś jeszcze potrafisz?
- Znam wiele języków i skończyłam kilka kierunków Oxfordzie. Zmarnowałam ponad sto lat na czytaniu bredni o pochodzeniu demonów i aniołów, – zamilkła i zmarszczyła brwi, – i nawet nie wiem po co ci to mówię.
- Bo mnie lubisz.
- Być może – odparła. – Dlaczego wyjechać z LA? Przecież mogłeś zostać z nią – ostatnie słowo wycedziła przez zęby.
- Nienawidzisz jej – odparł spokojnie.
- A ona ciebie. Nie rób takiej winy jakbyś był zdziwiony. Kazała ci odejść, a raczej wykrzyczała to tak, że na ulicy było słychać. Nienawidziła cię, a mimo to została, by mocniej cię zranić, zabić się i zniszczyć resztkę twojej egzystencji – jej oczy zaczęły robić się ciemne jak noc.
Automatycznie zacisnęła ręce w pięści, kubek, który nadal trzymała, rozpadł się na różnej wielkości odłamki, zostawiając na jej skórze resztki wrzącej kawy i niezbyt głębokie rany, z których zaczęła sączyć się krew. Uśmiechnęła się smutno patrząc na zranioną rękę, jednak nie poruszyła się by jakkolwiek zareagować. Zmarszczyła lekko brwi obserwując jak rana sama znika zostawiając na skórze lekko fioletową bliznę, pokrytą jeszcze świeżą krwią.

- Przez uczucia jesteśmy związani, ale tu nikogo nie interesuje co czujesz. Tutaj człowiek jest wolny. Wolny jak ptak – powiedziała spokojnie i weszła. 
__________________________________________________________
To najgorszy rozdział, ale nie miałam wgl weny... 
Proszę o komentowanie (chodźby to były same obelgi) wszystko motywuje do lepszej pracy!

4 komentarze:

  1. Przepraszam, że tak dawno nie komentowałam, ale miałam lenia. :C Rozdział jak zwykle świetny, a opowiadanie staje się coraz ciekawsze. ;* Chyba nie wymuszę z siebie nic dłuższego, ale komentarz wyjdzie krótki, za co z góry przepraszam. ;c
    Pozdrawiam i czekam na next! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie liczę na wielkie przemówienia, wystarczą mi 3 słowa ;3
      Myślę, że next pojawi się jeszcze w tym tyg, najpóźniej we wtorek...

      Usuń
  2. Dobra... Przeczytałam i mam kilka spraw.
    Raz. Przeto że jestem osobą marudną muszę Ci wytknąć parę błędów.
    Dwa. Nie wytknę Ci ich tutaj ponieważ to się łączy z drugim punktem. Obiecałam Ci że zrobię poprawki tego i poprzedniego rozdziału i jak tylko nadal chcesz to w ten weekend zrobię to na pewno.
    I trzecie. Destiny to.. TY. Z każdym rozdziałem jestem tego coraz bardziej pewna. jedyne co się bie zgadza to wiek i ta śmierć ale reszta tak.
    Dobra mam nadzieję że dotarłaś do końca i cię nie zanudziłam.
    A teraz życzę Dobranoc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę zaprzeczać, ale jak już wcześniej mówiłam, ona jest 'tą lepszą ja'... Ale żeby było ciekawiej trzeba było dać jej nieco inny początek życia.
      Ty nigdy mnie nie zanudzasz i z wielką przyjemnością przyjmę twoje poprawki ;)

      Usuń