- Denali? –
spytał zaskoczony patrząc na bilety lotnicze.
- Jedziemy
do Fairbanks North Star, ale muszę zabrać auto z Denali...
- Dlaczego
akurat Alaska, co?
- Lubię to
krystaliczne powietrze i spokój, mam dom na skraju lasu. Poczujesz jeszcze tą
wolność – spojrzała na wielki ekran pokazujący odloty. – Chodź, bo się spóźnimy
– powiedziała i chwyciła go za nadgarstek.
***
- Po co wzięłaś tyle broni ze sobą? – spytał cicho zapinając
pasy w wygodnym fotelu samolotowym pierwszej klasy.
- Zawsze się może przydać – odpowiedziała.
- W samolocie? – spojrzał na nią przymrużonymi oczami.
- A dlaczego by nie? – uśmiechnęła się pokazując białe zęby.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo przez
głośniki słychać było niski głos pilota. Później stewardessy przypomniały o
zapięciu pasów oraz dostępnych przekąskach.
Następne godziny spędzili w milczeniu.
***
- Nie gap się tak! – powiedziała zażenowana. – Wiem jakie
auto tu zostawiłam!
Nie wiedziała. Chodzili od kilku
godzin po kilkupiętrowym parkingu szukając jej auta. Jednak okazało się, że się
zgubili.
- Zadzwonię po taxi – rzekła, wyciągła telefon i jakby ją
olśniło. Pobiegła pod filar D29 i odszukała wzrokiem srebrnego Astona.
- Nie mogłaś tego zrobić dwie godziny temu?
- Hmmm... Nie.
***
- Jeździsz okropnie – mruknął. – Jeszcze chwila i nas
zabijesz.
- Ty już nie żyjesz, więc nie wiem gdzie widzisz problem –
odburknęła i docisnęła pedał gazy. Auto aż wyskoczyło w powietrze.
Jechali przez ciemny las. Zaczął
padać śnieg. Destiny na początku powiedziała, że tu to zupełnie normalne, ale
mimo jej spokojnego tonu, słychać było ukrywany smutek i zawód. Cały czas
nieodstępowana nogi od pedału gazu, więc kilka godzin później byli już na
miejscu.
Na zewnątrz panował półmrok. Niebo
miało ciemnogranatową barwę, w miejscach gdzie nie było zasłonięte przez ciemno
szare, prawie czarne, chmury. Stali na wyłożonym kostką brukową podjeździe
przed dużym domem otynkowanym na biało. Był ostatnim budynkiem na tej ulicy,
tuż przed wielkim lasem. Nie wyróżniał się zbytnio. Wszystkie parcele miały
dokładnie taką samą powierzchnię i były w kształcie prostokąta.
- Prawie zapomniałam jak tu jest zimno – powiedziała, a z jej
ust wyleciał biały dym. Wysiadła z samochodu, podeszła do drzwi frontowych,
schyliła się, aby coś podnieść. Tate dołączył do niej na ganku. Otworzyła
drzwi, w środku było ciepło i jasno.
- Cynthia! – krzyknęła. – Zrób, proszę, coś ciepłego!
Strasznie zmarzliśmy! – dodała zdejmując szare polerko.
- Wszędzie masz służbę?
- A czemu by nie? – popatrzyła na niego ze zdziwieniem i
zaczęła iść wolno korytarzem. – Tu mieszka służba – wskazała gestem ręki dwa
pokoje. Wkręciła w prawo. – Wszystkie pokoje tutaj są wolne, na następnym
piętrze też. Wybierz sobie, który ci się spodoba. – otworzyła duże szklane
drzwi i zaświeciła światło. – Tu jest salon, a tam wejście do oranżerii. Chodź
bardziej przypomina teraz krainę lodu – zaśmiała się wskazując na wnęk w
kształcie łuku. – Rano przyjedzie Heidi, projektantka, zdejmie miarę, a później
pojedziemy do sklepu. O ile chcesz... Ale raczej nie masz wyjścia. Twoje
ubrania się nie nadają do tego klimatu. Zamarzniesz.
Usiadła w białym niskim fotelu i
założyła nogę za nogę. Tate podszedł do dużego okna i spojrzał w mrok.
Cały dom był podobnie urządzony jak
ten w Las Vegas. Większość pomieszczeń była urządzona w kremowe i ciemne meble
kontrastujące z pastelowymi kolorami ścian. Wszędzie panował minimalizm. Było
bardzo dużo wolnej przestrzeni.
Pomieszczenie, w którym się
znajdowali, było nieproporcjonalnie duże. Ściany pomalowano na kolor jasnego latte
macchiato. Pod ścianą stały meble ze szklanymi drzwiami, a w środku nich
ustawiono płyty oraz książki. Pomiędzy najwyższymi szafkami stał niski stolik z
drewna hebanowego, dokładnie takiego samego z jakiego wykonano resztę mebli w
pomieszczeniu, na którym stał wielki, płaski telewizor. Na podłodze leżał
idealnie biały, futrzasty, miękki w dotyku, duży dywan, na którym postawiono
dwa białe fotele i sofę. Między nimi stał szklany stolik do kawy, przyozdobiony
bukiecikiem jasno różowych róż w przeźroczystym wazoniku. Na ścianach wisiały ponure
obrazy martwej natury podświetlane przez lampki.
- Lubisz mieszkać tu mieszkać? – spytał Tate siadając w
drugim fotelu.
- Nienawidzę – odpowiedziała szybko. – Nienawidzę tego
wnętrza, nienawidzę tego wystroju, nienawidzę tego zimna, nienawidzę tego
zadupia, nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę – odpowiedziała z jadem, zanim
zdążył zapytać dlaczego.
- Więc powiedz, czemu tu przyjechałaś?
- Kiedy wewnętrznie cierpię, wydaje mi się, że ludzie,
których skrzywdziłam czują się nieco lepiej patrząc na mój ból.
Do pokoju weszła młoda dziewczyna z
białymi włosami splecionymi w francuza, ubrana w czarną sukienkę do kolan.
Niosła ze sobą dwie tace, jedną pełną kanapek, drugą muffinek z czekoladą oraz
dwie kubki z kawą. Położyła wszystko na szklanym stole.
- Dziękuję, Cynthio – powiedziała Destiny i uśmiechnęła się
do dziewczyny. – Masz wolne do końca dnia. Chociaż niewiele go już zostało.
- Dziękuję – odpowiedziała i odeszła.
Destiny wzięła do ręki kubek i upiła mały łyk.
- Śmierć jednym zabiera wolność, drugim ją daje, jednym
odbiera przywiązanie, drudzy je zyskują, jedni tracą wszystko, inni zyskują,
jedni tracą kolory, inni zyskują wyrazistość. Śmierć nas dzieli i łączy,
odbiera i daje – zamilkła upijając jeszcze jeden łyk gorącej kawy. – Nic nie
daje za nic. Wszystko ma swoją cenę. Cynthia też nie żyje jak ty. Jak ja. Dom w
którym zginąłeś zniewala. Ten las – wskazała na ciemne drzewa za oknem – nie
odbiera wolności, ale płaci się ceną czegoś innego. Zabiera to co najważniejsze
dla danej osoby – na chwilę zapanowała cisza. – Niektóre rzeczy mają większą
cenę niż inne.
- W każdym miejscu na świecie jest miejsce, które niepozwana
duszy odejść – kontynuowała. – Przez ostatnie kilkadziesiąt lat, próbowałam
dowiedzieć się dlaczego. Są to miejsca o wielkiej energii, nie pochodzącej z
tego wymiaru.
- Kosmici? – spytał rozbawiony.
- Chciałabym – odparła ze smutnym uśmiechem. – Demony. W
większości. Miejsca gdzie je wzywano, a mroczny byt nie chciał go opuścić i
przeklinał. Druga opcja to miejsce wezwania aniołów, chociaż dużo rzadziej.
- Morderca-naukowiec, potrafiący grać na wielu instrumentach.
Coś jeszcze potrafisz?
- Znam wiele języków i skończyłam kilka kierunków Oxfordzie. Zmarnowałam
ponad sto lat na czytaniu bredni o pochodzeniu demonów i aniołów, – zamilkła i
zmarszczyła brwi, – i nawet nie wiem po co ci to mówię.
- Bo mnie lubisz.
- Być może – odparła. – Dlaczego wyjechać z LA? Przecież
mogłeś zostać z nią – ostatnie słowo wycedziła przez zęby.
- Nienawidzisz jej – odparł spokojnie.
- A ona ciebie. Nie rób takiej winy jakbyś był zdziwiony.
Kazała ci odejść, a raczej wykrzyczała to tak, że na ulicy było słychać.
Nienawidziła cię, a mimo to została, by mocniej cię zranić, zabić się i
zniszczyć resztkę twojej egzystencji – jej oczy zaczęły robić się ciemne jak
noc.
Automatycznie zacisnęła ręce w
pięści, kubek, który nadal trzymała, rozpadł się na różnej wielkości odłamki,
zostawiając na jej skórze resztki wrzącej kawy i niezbyt głębokie rany, z
których zaczęła sączyć się krew. Uśmiechnęła się smutno patrząc na zranioną
rękę, jednak nie poruszyła się by jakkolwiek zareagować. Zmarszczyła lekko brwi
obserwując jak rana sama znika zostawiając na skórze lekko fioletową bliznę,
pokrytą jeszcze świeżą krwią.
- Przez uczucia jesteśmy związani, ale tu nikogo nie
interesuje co czujesz. Tutaj człowiek jest wolny. Wolny jak ptak – powiedziała
spokojnie i weszła.
__________________________________________________________
To najgorszy rozdział, ale nie miałam wgl weny...
Proszę o komentowanie (chodźby to były same obelgi) wszystko motywuje do lepszej pracy!
Przepraszam, że tak dawno nie komentowałam, ale miałam lenia. :C Rozdział jak zwykle świetny, a opowiadanie staje się coraz ciekawsze. ;* Chyba nie wymuszę z siebie nic dłuższego, ale komentarz wyjdzie krótki, za co z góry przepraszam. ;c
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next! ;)
Nie liczę na wielkie przemówienia, wystarczą mi 3 słowa ;3
UsuńMyślę, że next pojawi się jeszcze w tym tyg, najpóźniej we wtorek...
Dobra... Przeczytałam i mam kilka spraw.
OdpowiedzUsuńRaz. Przeto że jestem osobą marudną muszę Ci wytknąć parę błędów.
Dwa. Nie wytknę Ci ich tutaj ponieważ to się łączy z drugim punktem. Obiecałam Ci że zrobię poprawki tego i poprzedniego rozdziału i jak tylko nadal chcesz to w ten weekend zrobię to na pewno.
I trzecie. Destiny to.. TY. Z każdym rozdziałem jestem tego coraz bardziej pewna. jedyne co się bie zgadza to wiek i ta śmierć ale reszta tak.
Dobra mam nadzieję że dotarłaś do końca i cię nie zanudziłam.
A teraz życzę Dobranoc ;)
Nie będę zaprzeczać, ale jak już wcześniej mówiłam, ona jest 'tą lepszą ja'... Ale żeby było ciekawiej trzeba było dać jej nieco inny początek życia.
UsuńTy nigdy mnie nie zanudzasz i z wielką przyjemnością przyjmę twoje poprawki ;)