- Kim jesteś? – rozległ się cichy,
słodki głos pośród ciemności.
Miasto nadal tętniło życiem, mimo, że
był środek nocy. Jednak tam gdzie ona się znajdowała było pusto. Opuszczona
fabryka zabawek była rzadko odwiedzanym miejscem przez innych. Ludzie nie
lubili do niej przychodzić po tym jak ktoś zamordował w niej wszystkich
pracowników.
Destiny uwielbiała do niej
przychodzić by pobyć po prostu samemu. Nie znosiła przebywać wśród ludzi.
Zawsze miała dziwną, nieodpartą pokusę by podejść do jakiejś umalowanej laluni
i poderżnąć jej gardło. Nikt tak naprawdę nie znał jej imienia. Nigdy go nie
wymawiała. Znana była jako Destiny. I naprawdę była przeznaczeniem.
Przynajmniej tak uważała. Nie miała rodziny ani znajomych. Nie wiadomo skąd
przyszła i dlaczego akurat tu została. Mieszkała sama w wielkim starym domu na
obrzeżach Miasta Grzechu[1].
Ludzie omijali ją na ulicy bojąc się jej. Nikt z nią nigdy nie rozmawiał.
Powstało wiele plotek na jej temat.
Była niezbyt wysoką blondynką o złotych
oczach podkreślonych mocnymi czarnymi kreskami. Zawsze miała usta pomalowane na
czarno, brązowo lub ciemnoczerwono. Miała niemalże białą skórę i cerę bez skaz.
Ubierała się na czarno, przez co wyglądała na zupełnie bladą. Mimo to nie była
Gotką czy Emo. Na jej ramionach i plecach widniały tajemnicze czarne jak
atrament znaki nieprzypominające zwykłych tatuaży, których też miała kilka.
Były to głównie grube poskręcane linie łączące się w niejasną całość. Jej chude
palce pianistki były przyozdobione wieloma srebrnymi pierścieniami z onyksowymi
kamieniami. Na obu nadgarstkach widać było fioletowo szare blizny od żyletki.
Siedziała na stojącej od lat taśmie
produkcyjnej wysoko nad ziemią. Usłyszała kolejny chrzęst, a później echo
kroków.
- Kim jesteś? – krzyknęła i sięgnęła za pasek spodni po długi
sztylet z przeźroczystą rękojeścią.
W świetle księżyca, wpadającym przez
rozbitą szybę jednego z niewielu wielkich okien tuż pod dachem konstrukcji,
zauważyła ruchomy cień kryjący się za stosem brudnych, pustych i zniszczonych
kartonów. Bez namysłu skoczyła w dół nie czując strachu. Wylądowała na lekko
ugiętych kolanach ze skupioną i zimną twarzą. Bezszelestnie podeszła do intruza
i jednym ruchem odgarnęła go do tyłu i przystawiła ostrze do gardła.
Postać była wyższa o głowę od niej. Mimo to stała pewnie i
czujnie nadal trzymając sztylet.
- Kim jesteś i co tu do cholery robisz? – syknęła.
Poczuła, że jej ofiara trzęsie się.
Dopiero po sekundzie dostrzegła, że to był bezgłośny śmiech.
- Nie krępuj się i mnie zabij – powiedział zimnym, męskim
tonem głosu.
Szybkim ruchem oderwała ostrze od jego gardła, odwróciła
intruza twarzą do niej i przystawiła sztylet do jego pleców.
- Nie myśl, że teraz nie mogę cię zabić. Jeśli wbiję ostrze w
tym miejscu – zademonstrowała ciągnąć klingę do góry rozcinając jego kurtkę –
przebiję ci serce – dokończyła i uśmiechnęła się słodko do niego.
Popatrzył na nią oczami czarnymi jak
noc i zimnymi jak lód, które częściowo były zakryte przez lekko kręcone włosy
koloru ciemny blond. Jego twarz była spokojna, a uśmiech na ustach drwiący.
Ubrany był w ciemne jeansy i czarną
kurtkę ze sztywnego materiału. Przeleciał nudnym wzrokiem po dziewczynie, która
wbijała mu ostrze do pleców. Miała na sobie czarne spodnie w białe krzyże,
luźną czarną bluzkę na ramiączkach z dekoltem, czarne glany i koronkowe
rękawiczki bez palców.
- Łatwiej ci będzie jeśli staniesz za mną – powiedział. – Nie
będziesz musieć się tak wyginać.
Jego cichy śmiech odbił się echem od
pustych ścian.
- Specjalista się znalazł – mruknęła cicho pod nosem. – Nie
mów mi co mam robić.
- Strasznie długo ci to schodzi – westchnął. – Teraz już
wiem, czemu nie chcą ginąć z twojej ręki.. To długa i nudna śmierć – Ton jego
głosu był wesoły jakby rozmawiał o czymś miłym i śmiesznym, a nie o śmierci.
Warknęła na niego. Była bardzo zła. Nienawidziła kiedy ktoś
ją krytykował i kazał coś zrobić.
- Znam cię, jesteś Tate Langdon – powiedziała z szerokim
uśmiechem. – Ja nazywam się Destiny.
Zabrała nóż z niego pleców i schowała go na jego miejsce.
- Słyszałem o tobie – nie odwzajemnił uśmiechu. – Nie masz
dobrej opinii.
- Ty też nie. Według moich informacji jesteś mordercą.
Wzruszył ramionami i zrobił kilka kroków do tyłu.
- ‘Jesteś mordercą’ znaczy tyle co ‘jesteś najgorszym
potworem jakiego spotkałam, ale mnie to kręci’.
- „Ludzie przestali szukać potworów pod swoimi łóżkami, kiedy
zrozumieli, że potwory są w nich” – zacytowała bez namysłu. – I skoro tak
bardzo chcesz wiedzieć, nie jesteś najgorszym potworem jakiego widziałam.
Później zapadła długa cisza.
***
- To naprawdę był cudowny początek naszej ‘przyjaźni’ –
powiedział Tate. – Szczególnie moment, kiedy postanowiłaś poderżnąć gardło, a
później jednak zmieniłaś zdanie i chciałaś przebić serce.
- Och, zamknij się! – siliła się by nie wybuchnąć śmiechem.
Minęło zaledwie kilka dni odkąd
spotkali się w opuszczonej fabryce. Tuż przed świtem oboje poszli w swoją
stronę myśląc, że to będzie ich ostatnie spotkanie. Później jednak okazało się,
że chodzą do tych samych miejsc. A kiedy w środku nocy Destiny zaczęła rzucać
kamyki do jego okna stwierdzili, że spróbują. Oboje byli przyzwyczajeni do
samotności. Mimo to próbowali spędzać z sobą czas.
Teraz siedzieli na starej werandzie w
cieniu dębów na jej posesji. Z ulicy dom wydawał się opuszczony. Otaczał go
dwumetrowy płot z kutego czarnego żelaza w nielicznych miejscach porośnięty
wijącymi się krwistymi różami. Podjazd składał się z wielkich marmurowych płyt,
brudnych i popękanych od lat używania. Trawnik miał dziwny, ciemnozielony kolor
i nawet w słońcu go nie zmieniał. Wielkie, stare dęby rosły w nierównych
odległościach od siebie, mimo to ich gałęzie rosły poprzeplatane między sobą
skutecznie zasłaniając resztki słońca.
Dom był wielką konstrukcją na bacie
dużego kwadratu. Składał się z siedmiu pięter, a pod nim była piwnica. Niektóre
okna na drugim, trzecim i piątym piętrze były wybite, na czwartym większość
była zabita deskami, podobnie na szóstym i siódmym. W przeciwieństwie do
pierwszego.. Tam wisiały ciemnoczerwone, prawie czarne, zasłony z ciężkiego i
grubego materiału. Wejście główne było częściowo zakryte przez pożółkłe liście
spadające z drzew.
Ulica była zupełnie pusta. Nie była
to jakaś nowość. Rzadko kiedy ktokolwiek odwiedzał tą dzielnicę. Szczególnie w
taki ładny chodź zimny październikowy piątek.
- I mieszkasz tu sama? – spytał wskazując na dom.
- Można tak powiedzieć – nie patrzyła na niego. Wpatrywała
się w coś za jego głową z dziwnie pustym wzrokiem.
- Wyjaśnisz?
- Nie – wstała i nerwowo odgarnęła włosy.
Tego dnia miała na sobie czarną koronkową
sukienkę na ramiączkach do połowy ud z trenem sięgającym do kostek i wysokie do
kolan sznurowane buty na obcasie. On siedział na drewnianej podłodze w
czerwonej bluzie i jeansach, ale czuł zimny powiew wiatru na skórze.
Wiatr przesuwał suche liście po
chodniku oraz rozwiał jej włosy.
- Powinieneś iść – jej głos nie wyrażał żadnych emocji,
zupełnie tak jak oczy. Twarz oświetlił zabłąkany promień zachodzącego słońca,
który sprawił, że na moment jej twarz zrobiła się lekko pomarańczowa,
przybierając jego barwę. – Zaraz zajdzie słońce.
- Nie chcesz bym został dłużej?
- Nie – to słowo przeszyło go zimnym ukłuciem w sercu.
Później poczuł tysiące igieł rozprzestrzeniających się z krwią, które sprawiały
ból niczym żyletki.
- Więc już mnie nie ma.
Przez kilka sekund po prostu
siedział. Później wstał i stwierdził, że nie jest w stanie stawić kroku. Minął
jakiś czas zanim zrobił krok do przodu. Później jakby automatycznie szedł
prosto do bramki. Przy niej się zatrzymał.
- Spotkamy się dziś tam gdzie zawsze? – spytał.
- Dziś nie – jej głos był odległy.
Słońce już prawie zaszło zostawiając
ostatnie pomarańczowoczerwone blaski światła.
- Odejdź! – krzyknęła przeraźliwie, a z jej oczu pociekł
czarny płyn. Później znowu zawiał wiatr wzbijając w powietrze suche liście, a
Destiny zniknęła niczym duch...
Bardzo ciekawie jak i zarazem tajemniczo się zaczyna, z miła chęcią poczytam dalej, mam jednak dwa "ale":
OdpowiedzUsuń1. Bez namysłu skoczyła w dół bez żadnego strachu - powtórzenie
2. koronkowe rękawiczki z koronki bez palców - jak koronkowe, to nie musisz tego dogłębnie potwierdzać xD
Tak to jeszcze raz cię upewniam, że jest super i czekam na drugi rozdział, a ja zapraszam do swojego bloga:
http://upadlida.blogspot.com
Wybacz... To dosłownie jest pisane ' na odpieprz' czy jakoś tak.. Zostałam zmuszona do napisania dennej historii, więc ją chciałam troszkę ożywić.. Nie pochodzę z polski, ale mnie znasz... Nie do końca łapię jeszcze wasz język..
UsuńA co do koronki, to musiałam pisać to z jakąś przerwą.. Rzadko potwierdzam ileś razy, że coś jest takie.. koronkowe xd
Wiem, ale i tak niesamowicie dobrze sobie radzisz z tym językiem. Znam Polaków, którzy gorzej się nim posługują niż Ty. Ja nie uważam, że to jest denna historia, są naprawdę o wiele gorsze, a ta zdaje się być ciekawa. I wiesz mi lepiej nie pisać czegoś "na odpieprz", bo to jest nic nie warte, albo się pisze "Całym Sercem" albo w ogóle. Przynajmniej ja i kilka osób, z którymi nie raz rozmawiałam i piszą tak jak ja czy ty, tak uważają. A z tą koronką, to było naprawę bardzo ciekawe :)
UsuńMimo wszystko życzę Ci dużo weny i aby ci się udało przekonać do tej historii , którą sama tworzysz :D
Heh... Dziękuję, ale twierdzę, że nie będzie dalszej części tej historii.. Po 8h mam może 6 zdań i nie mam pojęcia co z tym zrobić.. Zaczynam przekonywać się do tego co piszę, ale sama nie wiem..
UsuńPoprawiłam już tamte błędy.. Myślę, że już się nie powtórzą i dziękuję za rady :)
nie ma problemu, Zawsze do usług :) Heh rozumiem, ze siedzisz tyle czasu nad paroma zdaniami, ale co ja miałam powiedziec, gdy jeden rozdział pewnego opowiadania, pisałam hmmm... 4 miesiące? Jakoś tak. Nie wolno się poddawać, bo wena przychodzi i odchodzi, ona jest jak morze - są przypływy i odpływy.
UsuńNo cóż.. Każdy jednak wolałby mieć przypływ niż odpływ... To takie nużące.. Próbować wymyślić coś na siłę! A już kolejne osoby pytają się kiedy następna część...
Usuńwiesz mi, ja obiecywałam półtora tygodnia rozdział Kompani, dopiero dzisiaj zabrałam się go dalej pisać, miałam odpływ, ale dzisiaj nadszedł przypływ. Trzeba mieć cierpliwość i nie przejmować się innymi ^^
UsuńKawa działa cuda... Trzy nieprzespane noce na kofeinie, ale rozdział skończony i właśnie go dodałam... Teraz trzeba zabrać się za następny >.<
UsuńHej, a więc po pierwsze jestem zachwycona, że założyłaś tego bloga dzięki mnie. *u*
OdpowiedzUsuńNo i jest Tate. ;)
I Destiny... to chyba nie ta sama, co w tamtych blogu, co? ;) Ale fajna jest. Spodobało mi się to zdanie, gdzie powiedziałaś, że chciałaby podrzynać gardła pustym lalom czy coś takiego. 3:)
Nie mogę się doczekać next. ^^
Heh ;3
UsuńNie... Destiny to moja uniwersalna postać, której zmieniam jedynie charakter...
Mnie też się podoba to zdanie ;3 Wymyślone zaraz po oglądnięciu pierwszych odc 1 sez AHS <3
AHS zawsze inspiruje ;3
UsuńZwłaszcza Asylum, chodź jest to najdziwniejsza i najbardziej krwawa część AHS...
UsuńJeszcze nawet do końca nie oglądnęłam, ale mam to w planach. ^^
UsuńChociaż wiem, że krwawa jest... ;)