środa, 12 listopada 2014

Rozdział 10 : Kwiat cienia i nocy

- Czy człowiek może być zły z natury? – spytał Tate, przygotowując sobie czarną kawę do picia.
- Zawsze uważałam, że ludzie nie rodzą się dobrzy czy źli. Oni rodzą się z tendencjami do dobra lub zła. Nigdy jednak nie myślałam o tym, że mogą się zmienić. Bo łatwo zmienić wiele rzeczy, ale nikt nie potrafi z dnia na dzień zmienić swoich przyzwyczajeń. Ja tam próbuję już od ponad stu lat i nadal nic – powiedziała, siadając przy kuchennym stole z talerzem włoskiej sałatki.
W sumie nic z niej nie zjadła. Jedynie siedziała, mruczała coś pod nosem lub nuciła i rozrywała liście sałaty na mniejsze kawałeczki.
- Powiedz mi całą prawdę o sobie – zażądał po chwili ciszy. – Chcę wiedzieć wszystko.
Zaśmiała się sztucznie. Wstała z krzesła, wzięła miseczkę z sałatką, podeszła do kosza i wyrzuciła swoje śniadanie. Po czym powrotem zajęła swoje miejsce.
- Wszystko... To duże określenie... A ty nie masz na tyle czasu by mnie słuchać – uśmiechnęła się złośliwie. Wyciągnęła sztylet z przeźroczystą klingą i zaczęła się nim bawić.
Tate nic jej nie odpowiedział tylko wyczekująco patrzył na jej przeraźliwie spokojną twarz.
- Zacznę może od wyjaśnienia kim jestem, bo widzisz nie jestem taka jak inni. Ten świat dzieli się na Podziemnych i Przyziemnych. Przyziemni to zwykli ludzie, którzy nie wiedzą, że istnieją drudzy. Podziemni zaś to wampiry, wilkołaki, fearie, czarownicy, skrzaty, wróżki i wszystkie inne istoty z bajek. Są też demony, istoty przybywające z innych wymiarów by zniszczyć wszelkie życie. Na ich przeszkodzie stoją Nephilim, ludzie z krwią anioła, który odsyłają demony do ich wymiarów. Ja jestem... – nie wiedziała jak ubrać w słowa to kim jest – istotą łączącą krew anioła i demona, jednak nie mam w sobie nic ludzkiego. A jednak jestem przywiązana do tego świata i zmuszona istnieć, bo żyć to złe określenie.
- Więc już wiesz kim, a raczej czym jestem – kontynuowała. – Zmuszona do włóczęgi już nawet nie liczę swoich lat. Pamiętam jednak czasy, gdy wszystko było inne, gdy nikt nie wiedział o istnieniu Ameryki i gdy Londyn jeszcze nawet nie był miastem. Pamiętam moment, gdy stworzono nową rasę, Nocni Łowcy z krwi Razaela byli tacy młodzi.. Rycerze byli dobrym materiałem na wojowników, ale nie najlepszym... Wracając do mnie. Zwiedziłam świat szukając odpowiedzi na pytanie: Kim jestem? I nie znam zbyt wyczerpującej odpowiedzi na jaką szczerze liczyłam. Myślisz pewnie, że zwariowałam, ale przynajmniej wiem kim jestem. A granicy z obłędem znalazłam trochę informacji o samej sobie, przez to mogłam dalej żyć. Jednak nawet ci co dali mi wiedzę nic nie potrafią mi wyjaśnić. Jestem zagadką, której rozwiązania nikt nie zna, nawet ona sama, co jest chyba najsmutniejsze. Zaczęłam udawać człowieka, lecz to tylko zaczęło powiększać będącą we mnie trwogę. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że nie mogę udawać kogoś kim nie jestem. Od tamtego momentu jestem po prostu sobą. Nawet nie staram się ukrywać tego co we mnie nieludzkie. Nie interesuje mnie to co mówią ludzie. Widziałam tak wiele śmierci, więc wiem, że ludzie są jak kwiaty, które więdną, aby mogły urosnąć następne. Chyba coś o tym już wiesz. Każdy jest takim kwiatem, jednak różnimy się. Ja jestem kwiatem ciecia i nocy.
Tate popatrzył na nią pustym wzrokiem. Nic jednak nie powiedział.
- Tak wiec starałam się nie tracić czas szukając tego co chciałam otrzymać. Wróciłam wówczas do Londynu i zaczęłam zgłębiać różne nauki. Począwszy od języków, poprzez różne nauki ścisłe, po medycynę. Spędziłam tak kilka lat, które strasznie mi się nużyły. Ale wiem, iż bynajmniej wiele mi pomogły. Później wiele podróżowałam starając się odnaleźć swoje miejsce. Poznałam wielu Przyziemnych, którzy później pomagali mi niezliczoną ilość razy, nie jestem nawet teraz w stanie się im odwdzięczyć. Następnie osiedlałam się w różnych miastach by głównie załatwić dawne sprawy. Przez kolejne wiele lat odtrąciłam życie, które mi dano. W ciągu zaledwie dwóch czy trzech lat stałam się jedną z najbogatszych osób na świecie. Podjęłam pracę, którą w dawnych czasach można by nazwać „najemnikiem”. Dziś nazywa się to płatny morderca... Następnie pojawiłeś się ty w moim życiu, dając nadzieję, że może jeszcze mam szansę się zmienić. Lecz to nieprawda. Dla mnie jest już za późno. 
Wszystko w ciele Tate’a chciało zaprzeczyć jej dwóm ostatnim zdaniom. Jednak powstrzymał się by krzyknąć „nie!” i powiedział:
- Nigdy nie jest za późno.
- Być może... Teraz już znasz część mojej historii. Uwierz, tyle wystarczy ci jej znać – wstała, podniosła pusty kubek kawy, przeszła kuchnię i postawiła naczynie na końcu blatu. Podeszła do futryny drzwi i spojrzała na Tate’a.
- Mamy zaproszenie na jutrzejszą wieczorną imprezę u Magnusa. Chcesz iść?
Tate wzruszył jedynie ramionami, wypił resztę kawy i udał się do swojego pokoju.
***
- Czasami lepiej jest milczeć, niż mówić innym co czujesz. To tylko bardziej boli, gdy masz świadomość, że oni cię słyszą, ale nikt do końca nie jest w stanie zrozumieć co przeżywasz – powiedziała cicho, podciągając kolana pod brodę. – Czy ty też twierdzisz, że jestem skazana na samotność?
Jej głos był przepełniony nadzieją, opanowaniem i lekkim lękiem przed odpowiedzią, która nie nastąpiła.
Siedziała w salonie na dość wygodnej, staromodnej kanapie obitej w poplamiony krwią materiał w kwieciste wzory. Na drugim końcu, ukryty za poduszką z frędzlami leżał zwinięty w kłębek czarny kot zupełnie ignorujący otoczenie. W pomieszczeniu nie było żadnej innej osoby poza nią i zwierzęciem. Pokój był duży, ale tak jak we wszystkich mieszkaniach Destiny, panował w nim minimalizm. Ściany były pomalowane na biało, a w dużych odstępach od siebie wisiały smutne obrazy w złotych ranach przedstawiające jakąś ciemną przestrzeń; dolinę lasu tuż przed burzą lub widok na ogród podczas pełni. W kącie stał czarny fortepian, a na nim stał wazon z bukietem czerwonych róż, które chodź wykonane z plastiku wyglądały na prawdziwe. W powietrzu unosiła się woń palonej kawy i wanilii. Duże okno było przysłonięte ciemnoczerwoną zasłoną z grubego i ciężkiego materiału, przez co nie wpadał do pomieszczenia żaden promień światła z zewnątrz. Panował półmrok rozświetlany przez kilka zapalonych świec na stoliku i półce z ciemnego drewna, w której poukładano kilkadziesiąt różnych płyt z różnymi filmami. Było tak cicho, że trudno było uwierzyć, że za ścianą jest często uczęszczana droga.
Destiny pochyliła się i delikatnie pogłaskała kota. Jednak szybko zabrała rękę. Obudzone zwierze z głośnym sykiem zjeżyło się i dumnym krokiem udało się pod fortepian, aby tam kontynuować drzemkę.
- Kiedyś sprzedam cię komuś z Pandemonium. Skończysz jako potrawka – powiedziała spokojnie patrząc w stronę kota. W ciemności z pod fortepianu błysnęły jedynie zielone, wściekłe oczy. Wzięła do ręki książkę, którą wcześniej czytała i otworzyła na stronie gdzie skończyła.
Nie minęło wiele czasu, kiedy do salonu wszedł Tate, a za nim trzy inne osoby. Nie podniosła jednak wzroku, by zobaczyć kto przyszedł.
- Nie wiem co was do mnie sprowadza, ale wedle prawa mogę was zabić jeśli nie macie mi do powiedzenia czegoś bardzo ważnego – powiedziała surowym tonem odkładając książkę na bok. – Tate, mógłbyś zostawić nas samych? Nocni Łowcy mają do mnie kilka pytań – uśmiechnęła się uroczo do Tate’a, który skinął sztywno głową i wyszedł.
- Masz milutkiego sługę – skomentował blondyn, który jako ostatni wszedł. – Powiedzmy Maryse, żeby nam też takiego załatwiła.
- Jace – jęknął czarnowłosy patrząc błagalnie na Jace’a.
- Nie zwracaj na nich większej uwagi – powiedziała dziewczyna podchodząc pewnie do fotela. Rozsiadła się w nim wygodnie. – Skąd wiesz, że jesteśmy Nocnymi Łowcami? Dlaczego znasz nasze imiona?
- Telepatia – odparła, ale widząc zdumienie na twarzy Isabelle dodała: - Uważasz, że jestem głupia? Tylko wasza rasa nosi znaki, a przynajmniej tylko wasza w tym świecie.
- To nie wyjaśnia dlaczego nas znasz – odparł sucho Alec.
- Trudno zapomnieć o fantastycznej trójcie, która była fantastyczna do teraz – schyliła się i podniosła kota, który zaczął łasić się jej do nogi. – Wiecie jaki był wasz błąd? Wpuszczenie córki Valentine’a do Instytutu. Maryse nie wystarczył chłopak wychowany przez potwora. Prawie zapomniałam! Przecież ona nic o tym nie wie. Jaka szkoda.
- Nie wiemy o czym mówisz – odparła Isabelle.
- Jak masz na nazwisko Jonathanie? – spytała Destiny wstając. – Wayland – odpowiedziała sobie sama, podeszła do półki i otworzyła ostatnią szufladę. Wyciągnęła z niej plik zdjęć. Jej krótka sukienka podwinęła się do góry.
- Co to jest? – spytał Jace, podszedł do niej i wyrwał jej zdjęcia z ręki.
- A jak myślisz geniuszu? – odparła sarkastycznie. – To zdjęcia z Kręgu. Stowarzyszenia młodych Nocnych Łowców stworzonego przez Valentine’a, którzy uważali, że Clave jest złe. Jednak ich próby zmiany prawa były złe. Valentine od wielu lat brata się z demonami, tak jak teraz jego syn.
- Co jeszcze wiesz czego by nie wiemy? – spytała Izzy.
Destiny zaśmiała się, w środku jej panowała euforia i trwała bitwa o ciało umysłu z przeszłością, która chciała złamać dziewczynę.
- Twój naszyjnik pamięta stary Londyn. Należał do wampirzycy Camille Starożytnej, którą pewnie znacie. Później trafił do Magnusa, który oddał go Williamowi Herondale, a później dostała go Celily Herondale i został w rodzinie Lightwood do teraz – Isabelle bezwiednie podniosła rękę i dotknęła kryształu, który wyglądał niczym drugie serce i połyskiwał w nikłym świetle. – Jest wykonany z kamienia nieznanego przez ten świat i ostrzega przed demoniczną mocą. Mam taki sam kamień – pokazała srebrną bransoletę, która zdobiła jej rękę. W środku włożony był wielki krwisty kamień, który delikatnie pulsował.
- Dlaczego on świeci? Nie ma tu demonów – spostrzegł cicho Alec.
- Usiądźcie. Chcecie coś do picia? – spytała Destiny i wyrwała zdjęcia z rąk Jace’a. – A tak w ogóle nazywam się Destiny Herondale i jestem połączeniem demona i anioła.
Alec usiadł na kanapie tuż obok kota, który znowu zwinąwszy się w kłębek zasnął. Jednak ten ruch wystarczył by zwierze się obudziło. Wstało i ze wzrokiem strzelającym pioruny opuściło pokój, warcząc przy każdym kroku.
- Malum nie należy do zbyt towarzyskich stworzeń. Nie chcecie kota? Podobno smakują wybornie – mruknęła chowając zdjęcia.
- Nie ma to jak nazwać kota „zły” – burknął Jace.
- Przynajmniej nie nazywa się Church – wzięła do ręki srebrny mały dzwoneczek i delikatnie nim zadzwoniła.
- Koniec gadania o kotach! – powiedziała zła Isabelle.
W tym samym momencie weszła do pokoju pokojówka ubrana w czarną sukienkę.
- Przygotuj herbatę, tą co dziś przywieziono i przynieś ciasteczka, które rano piekłaś. Zrób też kanapeczki, ale wszystko ma być za pięć minut! – powiedziała surowo Destiny.
Dziewczyna uśmiechnęła się, skinęła głową i wyszła.
- Jak możesz jej tak rozkazywać to nieludzkie! – wzburzyła się Isabelle.
- Ona nie jest nieszczęśliwa. Po za tym jestem tutaj raz na wiele lat, więc mam prawo być dla niej taka jaka chcę być. Ona dostaje pieniądze za pracę i to nie małe.
- Co z nią jest nie tak, że chce u ciebie pracować? Pewnie to jakaś mieszanka Podziemnej – mruknął Jace.
- Istotnie, jest to w połowie skrzat, w połowie fearie, jednak żaden z ludów nie przyznaje się do niej... – przerwała patrząc na koszulkę Jace’a poplamioną zaschłą już krwią. Wzięła głęboki oddech. – Widzę, że Clary jeszcze się nie obudziła po bliskim spotkaniu z Pożeraczem. Jakież to smutne – powiedziała ironicznie. – A tobie tak bardzo na niej zależy – patrzyła prosto w twarz Jace’a. – A Alecowi i Izzy zależy na tobie. Zapamiętaj, że miłość zawsze coś niszczy mimo, iż daje także siłę. Nie można później ratować tego co zniszczone. A zapłacicie za to życiem. – Zaśmiała się jakby to co powiedziała było śmieszne. – Bawią mnie wasze rozterki sercowe. Zwłaszcza tej nieodwzajemnionej miłości.
Ponownie weszła pokojówka niosąc tacę z kryształową miską pełną ciastek z czekoladą i orzechami oraz filiżankami z herbatą. Postawiła wszystko na stoliku do kawy, wyszła i wróciła z cukierniczką i słodkim mleczkiem w kartoniku. Odstawiła to obok filiżanek i ponownie opuściła pokój.
Destiny podniosła rękę z wyprostowanymi palcami, drzwi same zamknęły się cicho.
Przez następne kilka minut, przez które panowała cisza, Destiny szukała czegoś w drugiej półce. W milczeniu podeszła do Isabelle i podała jej pomięte kartki. Dziewczyna wydobyła z siebie niemy krzyk i z cichym jękiem obejrzała następną stronę.
- Dlaczego mi to pokazujesz? To okropne – syknęła Izzy.
- To wasza przyszłość. Chcę tylko byście nie popełnili tych błędów, bo od śmierci nikt was nie uratuje.
- Czy mogę je zatrzymać? – spytała Isabelle.
- Skoro musisz. Z tyłu jest data kiedy to się wydarzy, ale to nie musi być te dzień. Moje wizje są pewne co do tego co się wydarzy, nie kiedy – podeszła do Jace’a, który zjadał kolejne ciastko. – Weź to – podała mu małą, czarną fiolkę na srebrnym łańcuszku. – To łza anioła. Ma wielką moc i może wszystko. Jak nie będziesz miał co zrobić to możesz ją sprzedać, każdy chciałby mieć coś takiego.
Jace zawiesił łańcuszek na szyi.

- A teraz odejdźcie. Spotkamy się na jutrzejszej imprezie u Magnusa. Pamiętajcie by Przyziemnemu nie dawać nic do picia... Bycie szczurem nie jest bynajmniej przyjemne – powiedziała. Goście wyszli szybko, więc kilka chwil później była znowu sama pogrążona w świecie książki, którą czytała. Zanim Jace wyszedł nie mógł się powstrzymać i zniszczył wazę w przedpokoju. Jednak gospodyni udawała, że nie zauważyła.
___________________________________________
Jeśli nie będzie komentarzy, to przestanę pisać, bo nie ma to sensu, skoro nikt nie czyta.

2 komentarze:

  1. Nie przestawaj pisać! Rozdział naprawdę mi się podoba, genialny wątek, super akcja i oczywiście pomysł też. <3 Uwielbiam twojego bloga.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. chciałabym więcej Tate'a. to smutne,że ona tak go traktuje,mimo,że on może jej pomóc :( co do rozdziału,jest naprawdę dobry =D nie mogę się doczekać następnego ;) -Magdalena

    OdpowiedzUsuń