sobota, 3 października 2015

Rozdział 21 : Bez pożegnania



Ogród był kształtowany na wzór wnętrza pałacowego. Do pałacu prowadziły trzy długie drogi. Przez szereg dziedzińców dochodzono do najbliżej położonego pałacu dziedzińca, zwanego honorowym. Jednak właściwy ogród rozpościerał się za pałacem. Elementami, które dopełniały ogród były różne rodzaje parterów ogrodowych, które tworzyły salony ogrodowe zlokalizowane zaraz za oknami pałacu i były najbardziej efektownym miejscem. Zwiedzenie takich założeń zajęło im bardzo dużo czasu, ze względu na ilość dróg spacerowych, obecność labiryntów i rozległych zwierzyńców, w których organizowano polowania. Liczne budowle ogrodowe w postaci pawilonów, schodów czy murków oporowych nadawały rangi obiektowi.

Aleje wypełniane były wiązami, lipami i kasztanowcami, a boskiety dodatkowo kształtowane były z jesionów, dębów oraz leszczyn, wierzb krzewiastych, ostrokrzewów i bukszpanów. W wystawionych na zewnątrz donicach zasadzono drzewa cytrusowe takie jak: cytryny, pomarańcze oraz inne rośliny między innymi: granaty, mirty, laury, jaśminy, rozmaryny i róże.

W pewnym momencie Jessamine usiadła na ławeczce i złożyła parasolkę z czarnego materiału obszytą na krawędzi czarną koronką.

- Powinniśmy przygotować się na przyjęcie. Obiecuję, że spodoba ci się strój.

- Oczywiście - mruknął ponuro - Tak jak teraz.


***

- Bądź miły. Odpowiadaj na pytania taką prawdą jaką znasz, będę ci pomagać. I, proszę, nie upij się, Jonathanie.

Dziesięć minut później stali razem u szczytu schodów. Ona ubrana w piękną purpurową suknię i idealnie pasującej do niej biżuterią z białego złota z dużymi diamentami. Jej głowę zdobiła triara przyozdobiona ametystowymi kamieniami. Tate jako Jonathan był ubrany w czarny garnitur i białoniebieską jedwabną apaszkę przewiązaną wokół szyi. W prawej ręce trzymał elegancką, srebrną laskę, a lewą trzymał rękę Jessamine.

Za nimi stał Stephen.

Destiny uśmiechnęła się i równo z Tate'm zaczęli schodzić. W hallu znajdowało się około pięćdziesięciu osób. Jessamine stanęła na półpiętrze.

- Witam was i dziękuję za tak liczne przybycie - powiedziała głosno i wyraźnie aby wszyscy usłyszeli - Jestem Madame Jessamine Verlac, a to Jonathan Blackthorn i jesteśmy zaszczyceni waszą obecnością.

Zeszli na sam dół. Od razu podeszło do nich kilka osób jednak Jessamine zignorowała ich i skierowała się do jadalni. Goście zostali, bo musieli zostać wyczytani przez Stephena. Jednak po chwili zaczęli się schodzić. Na stole postawiono trzydzieści różnych dań, a drzwi prowadzące do sali balowej otworzono. Wszystko przyozdobiono białymi różami i czerwonymi świecami. Z sali balowej dobiegały piękne dźwięki fortepianu i skrzypiec. Pod kolumnami Thomasowie rozkładały kieliszki tworząc wielką piramidę.

Do Destiny i Tate'a podszedł Ciel Phantomhiv wraz ze swoim sługą Sebastianem. Ciel był trzynastoletnim chłopcem o kruczoczarnych włosach z czarną opaską na prawym oku. Jego drugie oko miało unikalny granatowy kolor. Miał na sobie krótkie spodenki, skarpetki do kolan, buty na małym obcasie, białą koszulę i granatowy żakiet. Za nim stał wysoki mężczyzna o czarnych włosach i czerwonych oczach w stroju lokaja.

- Witam, hrabio Blackthorn. Wszyscy myśleliśmy, że nieżyjesz. Madame Verlac, dziękuję za zaproszenie - powiedział zimnym dziecięcym tonem Ciel.

- Cieszę się, że przybyłeś, hrabio Phantomhiv - powiedziała Jessamine.

Następnie zamienili kilka słów, aż ktoś inny nie porwał Jessamine w bardzo "ciekawą" rozmowę. Po pewnej chwili nadszedł czas na specjalne, włoskie wino, którego zapach był równy pięknemu zapachowi kwitnących kwiatów.

Potem Thomasowie zaczęli grać, jeden na skrzypcach, drugi fortepianie, trzeci harfie wypełniając całą posiadłość anielską muzyką. Goście bawili się jeszcze długo po północy prowadząc ożywione rozmowy, tańcząc i pijąc. Raz za czas słychać było gromkie śmiechy. Jessamine przechadzała się co jakiś czas wśród gości jednak nie starała włączyć się w rozmowy. Około godziny drugiej wpadła do salonu trupa cyrkowa, która zaczęła ziać ogniem i rytmicznie podskakiwać. Byli oni znanymi indyjskimi zaklinaczami węży, którzy za długą namową i sowitą zapłatą zawitali do Anglii. Gościom bardzo spodobała się rozrywka. Destiny wyszła niezauważona do ogrodu. Przeszła kilkanaście kroków kiedy usłyszała kroki za sobą. Powoli usiadła na ławce i zignorowała osobę, która ją śledziła.

- Myślałam, że dłużej przeżyję - powiedziała podnosząc wzrok.

Przed nią stał Sebastian, a między palcami trzymał srebrne stołowe noże. Jessamine zobaczyła wcześniej wizję jej walki ze Sebastianem oraz nieco wcześniej obraz rozkazu wydanego przez Ciela.

- Dałeś się uwięzić, mój drogi. To dość smutne i przygnębiające - zamilka na chwilę i uśmiechnęła się smutno - Jeśli zechcesz mogę unieważnić wasz pakt, a ty będziesz mógł zabrać jego słodką duszę.

- Niestety nie mogę się zgodzić bez woli mego pana - odparł przyjaznym tonem.

- Zachowujesz się jak prawdziwy lokaj. To źle. Zbytnio się przywiązujesz.

Uśmiechnęła się szeroko i wstała z ławki. Otulił ją czarny dym lub cień zmieniając jej wytworną suknię na zwykłą, prostą sukienkę do kostek z rozcięciami na biodrach bez pleców. Jednak z łopatek wyrastały długie skrzydła pokryte czarnymi piórami. Jej włosy stały się zupełnie białe, a gałki oczów zmieniły barwę na czarną, źrenice zamieniły się w dwie cieniutkie kreseczki. Jej uśmiech z rozbawionego stał się dziki, a jej równe zęby stały się dwoma rzędami ostrych jak brzytwa kłów. Na szyi pojawił się czarny znak z wieloma zakrętasami.

- Jako księżniczka piekła jestem pewna, iż wygram - powiedziała zimnym, nieswoim tonem i oblizała swoje kły. - Jednak rozkazem dla ciebie jest zabicie mnie, a że przejmuje mnie twój los pozwolę wyrównać szanse.

Po twarzy Sebastiana przemknął cień zdziwienia. Zdjął białe rękawiczki. Wtedy Jessamine dostrzegła specyficzny pentagram na zewnętrznej części jego prawej dłoni. Był to symbol paktu zawartego między demonem, a człowiekiem. Na jego mocy człowiek miał prawo rozkazywać, a demon musiał posłusznie wykonywać zachcianki pana. Umowy nie można było zerwać. Była ona bowiem zawierana jedynie za zgodą obu stron i trwała do wykonania jednego, największego pragnienia duszy. Po jego wykonaniu demon miał obowiązek dokończyć pakt i przejąć duszę swojego pana by poszukać następnej. Wiele osób może zapytać: Dlaczego? To prosta odpowiedź. Każda dusza m swój specyficzny smak. Dla demonów najsmaczniejsze są te przepełnione bólem, stratą i rozpaczą pomieszaną z wspaniałymi wspomnieniami, miłością i spełnionym marzeniem. Dusze silne są dużo bardziej wyraziste od słabych. Jednak po co demon miałby wiązać się z człowiekiem tylko aby wyssać jego duszę. Teoretycznie mógł bez tego wszystkiego zrobić to samo z duszami setek tysięcy innych ludzi. I kiedyś tak było. Jednak później Shinigami stanęli na wysokości powierzonego im zadania i zaczęli rozliczać ludzkie dusze. Shinigami, o których piszę różnią się dużo od tego Kyōi Destiny. Gdyby podzielić ich na dwie kategorie to Kyōi byłby kimś z bardzo wysoką rangą jakby jednym z szefów, a ci drudzy byliby jego pracownikami, zmuszonymi wykonywać polecenia.

Jessamine na powrót stała się normalna. A przynajmniej wyglądała dokładnie tak samo jak wcześniej. Popatrzyła na cienką warstwe chmur, która zasłoniła księżyc, jednak jakby za sprawą jej wzroku chmury znikły rozjaśniając srebrnym światłem ogród.

- Ah. A to mogła byś taka romantyczna noc - westchnęła i lakonicznym ruchem wyjęła sztylet z jaskółką. - Zatańczymy w świetle księżyca?

Podeszła do niego. Położyła dłoń na jego ramieniu, a drugą ręką, gdzie trzymała sztylet, wbiła mu ostrze do boku. On zawtórował jej przecinając sukno i skórę na plecach nożami obiadowymi. Były to niezwykłe noże. Wykonane z elektrum na wzór zwykłych sztućców, jednak wyróżniały się wyjątkową ostrością, twardością i niezniszczalnością.

Destiny i Sebastian zaczęli się obracać wokół własnej osi. Gdyby któryś z pijanych gości dostrzegł ich pomyślałby pewnie, że dziwnie tańczą. Jednak sekundę po tym Jessamine oderwała się od niego i odeszła kilka kroków.

- Masz trzy minuty zanim przyjdzie tu Ciel i się wkurzy - powiedziała zimnym tonem - Chcę czarne róże na pogrzebie. To rozkać dla ciebie.

Potem Sebastian z twarzą bez wyrazu rzucił w nią trzema ostrzami, jedno trafiło w miejsce gdzie powinno być serce drugie prosto w brzuch, trzecie między żebra po prawej stronie. Destiny uśmiechnęła się do niego i przysiadła na ławce, która stała tuż za nią.

- Jeszcze się spotkamy. Wtedy będziesz mój - szepnęła, a z kącików jej ust popłynęła krew. Jej złote oczy zciemniały. Niebo nagle zaszło chmurami i zaczął padać deszcz. Rozpoczęła się wielka burza. Co chwilę rozlegały się głośne grzmoty i białe błyskawice. Jak gdyby rozpaczały i były sflustrowane po jej śmierci. Sebastian wyciął z jej ciała jego noże, a w miejsce przebicia serca włożył jej sztylet. Krew, która wypłynęła z ran była niemal czarna, teraz rozmazała się przez krople deszczu po całym ciele, włosach i przemoczyła suknię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz